Pierwszy raz z kimś na grzbiecie

A więc dzisiaj doszło do mnie,że ciężka praca popłaca. Nie mogliśmy z Buddym skorzystać z placu do jazdy, bo konie były wypuszczone, a jest to jeden z nielicznych dni kiedy mogą iść sobie pobiegać, ale Sara podsunęła nam pomysł że skoro i tak planuję tylko robić oprowadzanki na dwóch lonżach to mogę przecież to robić na terenie stajni, bo nikogo nie ma, a jest dużo miejsc żeby zakręcać i tak dalej. Tak więc zrobiliśmy. Najpierw Buddiego osiodłałam, założyłam ogłowie i dałam chwilkę na oswojenie się. W ogłowiu pracujemy już od jakiegoś czasu, zawsze na początku daję mu chwilkę na przyzwyczajenie się, ale z wędzidłem pracuje już bardzo poprawnie. Siodło miał już parę razy na sobie i nie robiło to na nim większego wrażenia.
Pochodziłam z nim jakieś 10/15 minut i mimo że trawa na ziemi tak kusiła, zachowywał się naprawdę fajnie! Potem po oprowadzałam go w ręku w jakiś ciaśniejszych przejściach i zachowywał się bardzo spokojnie. Nadszedł czas na dalsze przyuczanie do stania grzecznie przy stołku i tutaj też nie było problemu. Dałam trochę nacisku na plecy, a Buddy dalej grzecznie stał. Zaczęłam obok niego podskakiwać i ciągnąć trochę za strzemię, dając wrażenie jakby na niego wskakiwała i zachowywał się naprawdę super. Później stanął koło schodka i weszłam na górę i kładłam się na jego grzbiecie, co było tym co planowałam dzisiaj robić. Ale widząc jak cudownie się zachowywał, podkusiłam się o to,żeby na nim usiąść. Na spokojnie, stopa w strzemię i... spokój. Koń stoi, patrzy na mnie zdziwiony, zaczepia buta, ale nawet się z miejsca nie ruszył. Ja szczerze mówiąc szok! Jak to, pierwszy raz w życiu ktoś na nim siedzi, a on to przyjął bez najmniejszego ruchu! Zeskoczyłam z niego, pełna radości i już wyłapałam osobę co do stajni przyszła, żeby mi zrobiła fotkę, bo taką rzecz to ja przecież koniecznie muszę mieć upamiętnioną! Ustawiam Buddiego i podejście drugie. Ja siedzę w siodle, a koń ze spokojem czeka aż się nacieszę! A więc fotka jest, a co najlepsze DUMA! Kurcze parę miesięcy pracy, przekonywania go do siebie, bo Buddy nie należy do najbardziej ufnych koni, i po tym całym czasie, po paru niezbyt miłych treningach, a jeszcze innych mega miłych udało nam się! Koń w końcu przyjąć jeźdźca!

O Dexterze z drugiej strony się nie rozpisuje dzisiaj. Oprócz tego,że ostatnio trochę nam nie wyszło z treningami, bo parę razy złapała nas ulewa, innym razem musiałam kończyć, bo konie szły na szkółkę (minus przyjeżdżania w środy rano do stajni ), w momentach kiedy trenujemy normalnie to koń mnie zadziwia po prostu. Aktualnie szykujemy się na zawody ujeżdżeniowe w styczniu, zobaczymy jak nam wyjdzie. Już się szykujemy, wiem co trzeba robić więc powinno być ok. Skokowo to już w ogóle niebo. Trochę już nie skakaliśmy bo szkółka była podmarznięta i wolałam nie kombinować, ale kiedy trenowaliśmy to bajka jakaś. Na jednym z treningów doszliśmy skokowo do 95cm, które koń przeskoczył jakby to dla niego nic nie było. Potem ćwiczyliśmy skoki parkurowe i dużo zakrętów, to mamy jeszcze trochę pracy przed nami, ale nie jest tak źle. Za to dzisiaj pojechaliśmy sobie w taki ala terenik, ścieżką na zamkniętym terenie stajni, bo jak wspomniałam wyżej plac być niedostępny. To dzisiejszego dnia, Dextera próbowało zabić wszystko. Brykał, dębował (nawet nie wiedziałam że on to potrafi ten brzucho tak unieść!) i ogólnie było bardzo strasznie wszędzie. Ale po jakiś 20 minutach już było ok, nic nie chciało go zjeść, więc
jest już gitara :D

Komentarze

Popularne posty